Bitwa o Monte Cassino

przez | 26/03/2011

WSTĘP

    Monte Cassino było zapewne najdoskonalszą pozycją obronną w Europie. Ten szczególnie umocniony przez Niemców rejon był częścią Linii Gustawa, blokującej aliantom drogę do Rzymu, na początku 1944 roku. Z powodu skalistego, usianego urwiskami terenu, działania bojowe prowadziła tam głównie piechota, wspierana ostrzałami artyleryjskimi. W czasie tej sześciomiesięcznej bitwy- przywołującej na myśl najgorsze epizody I wojny światowej- żołnierze z blisko 20-stu krajów łamali sobie zęby o tą fortyfikację.

PRZYGOTOWANIA

    Przez 6 tygodni po trzeciej bitwie o Monte Cassino głównodowodzący siłami aliantów- generał Harold Alexander stale powiększał i wzmacniał siły naprzeciwko klasztoru. Operacja obdarzona kryptonimem „Diadem” miała na celu przełamanie Linii Gustawa na całej swej szerokości- na 20-milowym froncie od Cassino, aż do Morza Śródziemnego- i całkowite unicestwienie sił niemieckich w środkowych Włoszech. Do przeprowadzenia operacji skierowano korpus amerykański, francuski, kanadyjski, brytyjski i polski, na którym, być może spoczywało najcięższe zadanie zdobycia górskich umocnień miedzy Cassino i Passo Corno.
    Podjęto szczególne wysiłki, by ukryć tą koncentracje sił przed wrogiem i wprowadzono skomplikowany plan oszukania go, co do czasu i miejsca zbliżającego się ataku, by skłonić Niemców do wycofania znacznych sił z Linii Gustawa do północnych Włoch.
    Po niemieckiej stronie frontu robiono wrażenie, że alianci zrezygnowali z prób przełamania Linii Gustawa. Rozpoczęto kampanię dezinformacyjną, która miała przekonać gen. Kesselringa (głównodowodzącego siłami niemieckimi), że następnym krokiem będzie desant morski w mieście Civitavecchii na północ od Rzymu. Przeprowadzono na szeroką skalę loty rozpoznawcze nad tym rejonem, a żołnierze amerykańscy i kanadyjscy ostentacyjnie ćwiczyli w pobliżu Neapolu desant morski. Wymyślono fikcyjne dywizje, a ruchy rzeczywistych wojsk maskowano, na ile to było możliwe.
    Podstęp się udał. Gdy 11 maja nastąpił atak, Kesselring miał dwie silne dywizje na północ od Rzymu, zbyt daleko, by mogły one wywrzeć wpływ na kluczowe pierwsze dni bitwy. Również wybrany termin natarcia zaskoczył Niemców.
    Do tego czasu wzdłuż 20-milowego frontu zgromadzono łącznie 1600 dział, 2000 czołgów i 3000 samolotów. Jak zauważył gen. Alexander, cytując generała Nelsona: „samą liczbą można unicestwić”.

zdjecie

    Polacy zajmują szczególne miejsce w historii Cassino. Korpus liczył ok. 50-tysięcy ludzi, którzy mieli za sobą pobyt w radzieckich łagrach, oraz długą i niebezpieczną podróż z Rosji, do Iranu, a stamtąd do Egiptu i dopiero na Półwysep Apeniński. Część żołnierzy ponadto walczyła już w Afryce Północnej, gdzie zasłynęli z obrony twierdzy Tobruk.
    Dla Brytyjczyków Polacy stanowili ciekawostkę. Saper Richard Eke pisał w swoim dzienniku: „(…) Byli dziwnymi żołnierzami, czystymi, bystrymi, pachnącymi perfumami. Palili papierosy w długich cygarnicach i zadali sobie trud perfekcyjnego opanowania włoskiego. Byli bardzo szarmanccy w stosunku do miejscowych kobiet i panny były wprost oczarowane tak uprzejmym traktowaniem. Mimo wyraźnej łagodności, Polacy byli zuchwali i odważni, co mieli udowodnić w ciągu najbliższych tygodni”.

    „Dla 2. Korpusu Polskiego przewidziano najtrudniejsze zadanie zdobycia w pierwszej fazie wzgórz Monte Cassino, a następnie Piedimonte”- pisał gen. Władysław Anders- „Była to dla mnie chwila doniosła. Rozumiałem całą trudność przyszłego zadania (…). Wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało wówczas na świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na sowiecką propagandę, która głosiła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu (…). Po krótkim namyśle oświadczyłem, że podejmę się tego trudnego zadania”.
    Korpus Andersa miał olbrzymie znaczenie polityczne, daleko wykraczające poza przydatność wojskową. Jego żołnierze odnosili wrażenie, że to oni są Wolną Polską, jej jedyną nadzieją.
    Fred Majdalany z Batalionu Fizylierów Lancashire zauważył, że „czasem ich powaga mocno kontrastowała z wyraźną swobodą bycia ich brytyjskich towarzyszy”. Polacy- mówi- „uważali, że zbyt mało się wszystkim przejmujemy, bo nie dyszamy przez cały czas ślepą nienawiścią”. Inny oficer przestawił swoje wrażenia z nutą podziwu i ostrożności: „Ich motywy były równie oczywiste, co proste. Chcieli tylko zabijać Niemców i w ogóle nie zawracali sobie głowy typowymi udoskonaleniami, gdy przejmowali nasze stanowiska. Po prostu weszli z bronią i to wszystko”.

    „Nadeszła chwila bitwy. Długo czekaliśmy na odwet i zemstę nad naszym odwiecznym wrogiem. (…) Z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych: Bóg, Honor i Ojczyzna!”

ATAK

    Pas natarcia 2. Korpusu był obsadzony przez elitarne niemieckie jednostki górskie i spadochronowe, doświadczone i zahartowane w bojach m. in. na Krecie, na Sycylii, czy w Rosji. Na odcinku tym znajdowały się sile górskie fortyfikacje, duże ilości dział i moździerzy. Wszystko to było starannie zamaskowane w rzeźbie terenu, jak na przykład w wykutych grotach skalnych.
    Najsilniejszymi punktami oporu Niemców w tym rejonie były wzgórza Widmo, Sant Angelo, 575, 593, 569, tzw. Gardziel i rejon farmy Massa Albaneta.

zdjecie

    Rozpoczęcie głównego natarcia ustalono na godzinę pierwszą w nocy. Poprzedziło je staranne przygotowanie artyleryjskie. Kapral Zbigniew Fleszar wspomina: „Nagle znajdujące się przed nami Widmo stanęło w ogniu. Wybuchy następowały co ułamek sekundy. Góra drżała”.

    Według planu batalion Fleszara miał posuwać się naprzód wąwozem biegnącym między grzbietami Głowa Węża i Widmo, co było częścią opracowanego przez Andersa planu zajęcia wszystkich kluczowych pozycji niemieckich jednocześnie. Po ich zajęciu droga do leżącej za klasztorem doliny Liri byłaby otwarta, a samo opactwo odcięte.

zdjecie

    Gdy oddział Zbigniewa Fleszara wspinał się z mozołem po stromym zboczu na pozycję wyjściową do natarcia na wąwóz- odezwała się niemiecka artyleria. „Rozpętało się piekło. (…) Między nami zaczęły się rozrywać pociski każdego kalibru. Miałem niezwykłe pragnienie- stać się jednym z najmniejszych kamyków pod jedną z największych skał”.
    O godzinie 1.30 12 Maja Polacy dotarli na szczyt wzgórza 593 i parli dalej naprzód wzdłuż skalistego „siodła” prowadzącego do klasztoru. Przed nimi Niemcy ponownie zajęli szczyt i silnie umocnili punkt 569, przygważdżając nacierających ogniem.
    Oddział Edwarda Rynkiewicza podążał przodem. „Runęliśmy naprzód. (…) Wielu zgubiło swoje rzeczy i było dużo zamętu. Żaden z nas nie miał pewności, gdzie się znajduje, ale czuliśmy, że wzniesienie na wprost musi być początkiem wzgórza 593. Huk i natężenie ognia nieprzyjaciela zwiększały się z każdym metrem, który zdobywaliśmy, i spadały na nas miriady odłamków skalnych”.

zdjecie

    Dochodziło to walki wręcz. Łączność między poszczególnymi oddziałami została zerwana. „Nie wiedzieliśmy już, w którą stronę strzelać, czy do kogo celować” wspomina Rynkiewicz.
    W wąwozie między grzbietami Głowa Węża i Widmo nacierająca piechota dostała się pod morderczy ogień karabinów maszynowych i moździerzy. Czołgi, z którymi wiązano szczególne nadzieje, zostały zniszczone zanim w ogóle zbliżyły się do wąwozu.
    Na prawo od niego atak Dywizji Kresowej również został powstrzymany przez wrogi ogień artyleryjski i pola minowe. Polacy dotarli na szczyt i związali Niemców zażartą walką wręcz, ale kontratak niemiecki, który nastąpił niedługo potem, zepchnął ich z pozycji.
    To właśnie gwałtowne kontrnatarcia zepchnęły w końcu Polaków z kluczowych wzgórz. Straty po stronie polskiej były bardzo wysokie, toteż Anders nie miał innego wyboru, jak wycofać żołnierzy na pozycje wyjściowe.
    Podczas tego ataku Edward Rynkiewicz dostał się do niewoli, wspomina: „Pocieszające było to, że wyglądali [Niemcy] na równie wyczerpanych jak my”.
    Generał Anders był zrozpaczony niepowodzeniem natarcia. Zaledwie 800 Niemców zdołało odeprzeć ataki dwóch dywizji. Monte Cassino wydawało się równie nie do zdobycia, jak zawsze. Okazało się, że łatwiej zdobyć cele natarcia (wzgórza), niż je utrzymać.

MOST AMAZON

    W sektorze brytyjskim, jeżeli miano uniknąć katastrofy, konieczne było zbudowanie co najmniej jednego mostu w celu przerzucenia za rzekę Rapido posiłków w postaci czołgów i piechoty, które mogłyby wesprzeć atak Polaków na Cassino. Most otrzymał kryptonim Amazon i należało go zbudować „za wszelką cenę”. Wszystkie trzy kompanie saperskie miały teraz wspólnie pracować przy jednym tylko moście, który miał dostać wsparcie specjalnego programu artyleryjskiego, a także gęstej zasłony dymnej w miejscu przeprawy. Nie planowano budowy tratw, czy promów. Miał być most Amazon albo nic.
    Jego otwarcie było punktem zwrotnym bitwy naprzeciwko doliny Liri i zapewne całej ofensywy na Monte Cassino. Odbyło się to kosztem 83 ofiar spośród 200 budujących go saperów.

DRUGIE NATARCIE

    Od nieudanego natarcia 12 maja, niemieckie pozycje w klasztorze i wokół niego były pod ciągłym ostrzałem artyleryjskim. Niemiecki obserwator artyleryjski żywo pamięta „grzmiący ostrzał. (…) Siedzieliśmy tam przez 5 dni pod nieustanną kanonadą. Pocisk za pociskiem- bum, bum, bum. Nasz kontyngent ciągle stawał się coraz mniejszy”.
    Jeżeli nowy polski szturm był konieczny, to bardziej z psychologicznych lub politycznych, niż czysto operacyjnych względów. Gdy Polacy zaatakowali wieczorem 16 maja, byli zaskoczeni, jak bardzo przerzedziły się szeregi obrońców. Do rana padło Sant Angelo, a następnego dnia przypuszczono szturm na punkt 593, atakując niemieckich obrońców granatami i ogniem broni ręcznej. Wkrótce żołnierze zostali rozdzieleni ze swoimi plutonami i dalej prowadzili walkę na własną rękę.

zdjecie

    W pewnym momencie czołowe kompanie Polaków zauważyły, że zostały odcięte od zaopatrzenia i kończy im się amunicja. Ogień otworzyła ocalała niemiecka artyleria i moździerze. „Nie można było tego wytrzymać i żołnierzy zaczęła ogarniać masowa histeria- czytamy w relacjach jednego z Polaków- któryś żołnierz wolno staje na nogi, a potem siada po turecku, jakby był w parku. Słychać strzał i pada martwy. Inni kuląc się bezradnie zaczynają rzucać w Niemców kamieniami. I nagle, nie do wiary, ktoś zaczyna śpiewać polski hymn narodowy. Wszyscy żołnierze przyłączają się do chóru na szczycie Colle Sant Angelo, góry śmierci”.
    Na tyłach polskich linii gorączkowo formowano nowe oddziały z kierowców, kucharzy i pozostałych żołnierzy nie biorących udziału w walce, a następnie posyłano ich do ataku.

    Wieczorem ponownie nawiązano kontakt z czołowymi kompaniami. Żołnierze z obu stron z wielkim wysiłkiem i determinacją przeprowadzali uderzenia i kontrataki na kluczowe szczyty. Dochodziło do walki wręcz i na bagnety. Obie strony były skrajnie wyczerpane.
    Wieczorem 17 maja w jednej z niemieckich kompanii pozostało tylko trzech ludzi zdolnych do walki. Monte Cassino, choć nadal nie zdobyte, było teraz niemal okrążone przez Polaków i Brytyjczyków nacierających z mostu Amazon. Pod koniec tego dnia generał Kesselring wystosował rozkaz opuszczenia Cassino i wycofania się na fortyfikacje linii Sengera, na północny-wschód od linii Gustawa.
    „Przechwyciliśmy meldunek po niemiecku- mówi płk. Zygmunt Łakiński, dowódca artylerii dywizyjnej- Wynikało z niego, że obrońcom rozkazano odwrót z opactwa. Zleciłem ciągły ostrzał wszystkich dróg wyjścia”.

    Niemcy mogli teraz uciec tylko jednym otwartym wąskim korytarzem. Jednym z nich był spadochroniarz Werner Eggert. „Każdy żołnierz musiał radzić sobie sam- mówi- Każdy miał mapę i powinien zdecydować jak się stąd wydostać. (…) Czekałem. (…)”. Eggert opuścił wzgórze jako jeden z ostatnich. Z grupą ok. 10 ludzi wyszedł chwiejnym krokiem na drogę nr. 6. „Nagle z naprzeciwka trafił nas ogień karabinów maszynowych. Rzuciliśmy się na prawo do rowu i przecisnęliśmy się przez resztki uschłego żywopłotu na pole. Gdy biegliśmy do podnóża góry kule świstały nad nami i obok nas. A potem usłyszeliśmy głos alianckiego żołnierza, który nas ścigał: <> Był niedaleko za mną. Rzuciłem się na ziemię, wyciągnąłem dwa granaty i pchnąłem je na oślep za siebie. Huknęło dwa razy i nagle zapanowała cisza. (…)”. Parę godzin później Eggert dotarł do obozu medycznego i był już bezpieczny. Był jednym z niewielu, którym udało się uciec z miasta, czy klasztoru.

zdjecie

    Około godz. 8 rano porucznik Kazimierz Gurbiel dostał rozkaz poprowadzenia patrolu do ruin opactwa. Nie było strzałów. Polacy natknęli się za to na szczycie na bardzo wielu ciężko rannych Niemców, zbyt ciężko, by mogli próbować uciec. Flaga polska zawisła na ruinach klasztoru. „Po tych wszystkich walkach przez te wszystkie miesiące klasztor został zdobyty bez jednego wystrzału”- wspomina Gurbiel.
    Bitwa o Monte Cassino dobiegła końca.

Dla FkCoD Site przygotował mch90

Dodaj komentarz